wtorek, 9 czerwca 2009

Motocykle na Rynku

Wprawdzie minęło już kilka tygodni od Zlotu Motocykli w Oleśnicy, ale załączę jeszcze parę zdjęć z tego dnia. Nie należę do fanów tego środka lokomocji, ale przyznam, że chromowane maszyny robiły duże wrażenie.

Oto absolutnie subiektywny wybór fotografii:



















poniedziałek, 8 czerwca 2009

Premier z Oleśnicy



Dlaczego ludzie nie przejmują się swoją władzą? Może mają jej dosyć na co dzień? Może zmęczeni nieustannymi sporami nie chcą uczestniczyć w delegowaniu do parlamentu kogoś, kto większość energii pożytkuje na telewizyjny lans, a nie na sumienną pracę nad prawodawstwem? Może. Bo pewności nie ma. O ile możemy się domyślać intencji tych, którzy oddali swe głosy na konkretnych kandydatów, to o motywacji tych, którzy pozostali w domach, trudno mówić.
Możemy zachwycać się, że Platforma przekroczyła 44 procent, a PIS wbrew sondażom zdobyło prawie 30. Ktoś pewnie się zmartwi, że szeroko rozumianej lewicy nie udało się kolejny raz przekonać do siebie więcej wyborców i wprowadzi do europarlamentu tylko siedmiu deputowanych. Na pewno ktoś się tym wszystkim przejmie, a czytając powyborcze gazety i oglądając poniedziałkowe programy publicystyczne można by dojść do wniosku, że stało się coś naprawdę ważnego.

Ale nic się nie stało. Do głosowania uprawnionych jest w Polsce ponad 30 milionów ludzi. Prawie 23 miliony nie poszło na wybory.
To czyją delegację wysyłamy do Brukseli i Strasburga?

Wyborcy pokazali politykom plecy. I nie jest to bynajmniej wina wyborców, nie mieli też w tym chyba udziału przedstawiciele wrogich mocarstw, a czy, jak pisał wieszcz i cytował klasyk, inni szatani byli przy tym obecni – nie mam pojęcia.
Przyjmijmy, że za mizerną frekwencję winę ponoszą politycy. Nie jest to bynajmniej przypadłość wyłącznie nasza, polska. Średnia frekwencja w Unii oscyluje przecież wokół 40 procent. Pytanie o to, czyja delegacja pojedzie do parlamentu europejskiego, jest tak naprawdę niezasadne, bo przecież będzie to poselstwo Rzeczpospolitej, od lewa do prawa wybrane prawomocnie i legalnie, przez osoby do głosowania uprzywilejowane.
Zatem skoro jest tak dobrze, to dlaczego niektórzy mogą po tych wyborach czuć niedosyt?

Być może dlatego, że nie mieli na kogo oddać swojego głosu. Sprawy europejskie są dla statystycznego wyborcy zbyt odległe. Jego interesuje przede wszystkim to, kto zajmie się remontem chodnika, kto pomaluje klatki schodowe, dlaczego, do licha, Urząd Miasta jest czynny w godzinach pracy przeciętnego człowieka i żeby coś załatwić trzeba wziąć wolne...

Tylko pozornie wybory do parlamentu europejskiego i wybory samorządowe dzieli przepaść. W bliskich nam sprawach nie głosujemy bowiem o wiele lepiej (frekwencja w wyborach samorządowych w 2006 roku w Oleśnicy nie wyniosła nawet 42 procent). To gdzie tkwi przyczyna?
Moim zdaniem – w nas. Nie w politykach, i nie ma znaczenia czy o polityków z pierwszych stron gazet ogólnokrajowych idzie, czy też może o polityków z lokalnego tygodnika. Przyczyna niedosytu po kolejnych wyborach tkwi w wyborcach właśnie, ponieważ nie doprowadzili do możliwości oddania głosu na człowieka, który byłby tego godny.
Ponieważ nie byli zbyt wymagający wobec lokalnych elit.
Ponieważ o tym, że mają realną możliwość kreowania oblicza polityki w skali makro i mikro na co dzień, przypominają sobie raz na kilka lat z akcji społecznych, organizowanych zazwyczaj tuż przed wyborami.
Ponieważ w większości przypadków, jeśli już pójdą na wybory, to nie głosują „za” (nie ma na kogo?), tylko „przeciw”.

Możemy pytać sami siebie, dlaczego w Oleśnicy nie ma człowieka, który mógłby w imieniu mieszkańców (albo ich większości) kandydować z powodzeniem do Sejmu czy w wyborach europejskich. Ma Syców swoją Kempę, i czy ktoś ją ceni czy nie, była sekretarzem stanu w ziobrowym Ministerstwie Sprawiedliwości i właśnie otarła się o Brukselę (nie chcę pisać o Maksymiuku czy Żyszkiewiczu, ponieważ nie traktuję ich jako reprezentantów naszego miasta, nigdy też nie zaistnieli w dyskursie politycznym jako reprezentanci  Dolnego Śląska).

Może jeszcze nie jest za późno, żeby dokładniej przyjrzeć się chociażby obecnym radnym. Być może w ławach rajców oleśnickiego ratusza zasiada przyszły premier albo prezydent? Wiem, to wywołuje śmiech. Na pewno wśród oleśnickich polityków są ludzie chałturzący za tysiąc parę złotych, wymykający się z obrad komisji zaraz po wyjściu dziennikarzy...Ale są też być może osoby w pełni poświęcające się swojej misji?

Nie potrzebujemy aż premiera czy prezydenta z Oleśnicy, wystarczy, że w Radzie Miasta będą siedzieć ludzie odpowiedzialni, którzy z wizją i zaangażowaniem zrealizują program jego rozwoju i będą nim sprawnie oraz uczciwie zarządzać. Przyglądajmy się im już dzisiaj, na półtora roku przed wyborami. Jeszcze nie jest za późno, żeby wychować sobie nawet i premiera.

I może wreszcie nie będziemy mieli kaca z powodu niziutkiej frekwencji.