niedziela, 20 czerwca 2010

I wyruszyli...

Jeszcze kilka losowo wybranych zdjęć z ostatniego dnia pobytu bractwa rycerskiego w Oleśnicy.



Sojusz Księstwa Oleśnickiego i Zakonu...





Jakby przeczuwał, że tej wojny nie wygra...





...zaś książę na odchodnym rzucił "I'll be back" czy coś w tym guście. I niech wróci. Czekamy!



Na koniec ilustracja do powiedzenia "baby z wozu, koniom lżej".



Szkoda, że to już koniec. Wizyta rycerzy była w tym roku najbardziej udaną imprezą w Oleśnicy. Plakaty z fotografiami w mieście - znakomity pomysł. Być może kampania informacyjna mogłaby być bardziej intensywna, trzeba to wziąć pod uwagę na przyszłość: mnóstwo ludzi biegło wczoraj pod Bramę Wrocławską obejrzeć szturm, jednak już było za późno. Po prostu o inscenizacji dowiadywali się od znajomych. Inni byli przypadkowo, bo akurat przechodzili. Jeżeli będzie nam dana powtórka z obecnych uroczystości (oby!), może weekend wcześniej dwie, trzy osoby w strojach z epoki powinny kolportować ulotki wśród przechodniów? Nie wszyscy zwracają uwagę na plakaty...

Jeszcze raz dziękuję za tę sobotę i niedzielny poranek. Również za "rycerską" mszę w bazylice. Mury drżały, gdy rycerstwo weszło do świątyni...

Czekam na więcej. I spróbuję wziąć urlop w połowie lipca, by dopingować śląską chorągiew w boju. Jeszcze nie byłem pod Grunwaldem, a skoro historia daje sznsę uczczenia 600-lecia bitwy tam na miejscu, grzech nie skorzystać.

sobota, 19 czerwca 2010

Konrad VII powrócił!

Działo się, działo! Zrobiłem ponad 200 zdjęć tylko w obozowisku i pod Bramą Wrocławską, dzisiaj parę wybranych.

W obozie damy troszczyły się o wszystko, a przede wszystkim - pięknie wyglądały:





Rycerze, jak to szlachta, również i u nas korzystali z niektórych przywilejów:



Młody książę...



...wierny (póki co) również i tej fladze...



...zgromadziwszy wielu wiernych towarzyszy...









...i służbę...



...pod okiem tatusia i władz zakonnych...



...wdał się w potyczkę...







Całość dokumentowały służby nadwornych paparazzi:





...ale i tak niektórzy mieli to gdzieś...



Średniowieczna amunicja ma tę zaletę, że może być używana wielokrotnie. Trzeba ją tylko pozbierać z pobojowiska:



...a po wszystkim - chłodzący napój z rąk niewiasty...



...i można wracać...



O powrocie ojców lotem błyskawicy poinformują latorośle...



Chciało by się powiedzieć: do następnego razu! Oby jak najprędzej. Co roku na początku wakacji rycerscy przyjaciele mogliby odwiedzać Oleśnicę i udzielać lekcji historii na żywo. Zainteresowanie dzisiejszymi wydarzeniami było duże, nawet bardzo. Reaktywacja rycerskiej tradycji w naszym mieście to znakomita atrakcja edukacyjna i promocyjna.
Jako zwykły widz i ojciec - dziękuję i proszę o jeszcze, a jako specjalista od wizerunku - uczyniłbym z tego wydarzenia cykliczną imprezę. Warto!

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Zaciąg u pięciolatków

W zeszły piątek Przedszkole NR 6 zorganizowało dla dzieciaków i ich rodzin wielce udany piknik. Nie brakowało zabaw i atrakcji, a jedną z nich była możliwość spotkania z "prawdziwym" rycerzem.

Sympatyczny pan z dużym wyczuciem i cierpliwością odpowiadał na pytania maluchów, prezentował wyposażenie oraz opowiadał - bardzo ciekawie i zrozumiale dla kilkulatka - o średniowiecznej broni, którą każdy zainteresowany mógł wypróbować. Moje młodsze potomstwo płci męskiej natychmiast przeszło z panem rycerzem na ty i we dwóch zawracaliśmy mu głowę chyba pół godziny.

Najważniejszy jest właściwy chwyt:



A potem już można lać wroga:



...zwłaszcza, jak idziemy w bój pod takim znakiem:



...w razie czego użyjemy broni najgroźniejszej:



I tak talej, omówiliśmy wszystkie elementy ubioru i zbroi, a nawet jakie to uczucie trzymać w garści najprawdziwszy czarny proch:



W tym samym czasie, kiedy moja małżonka z kolejną częścią potomstwa, tym razem płci żeńskiej, brała udział w ciągnięciu myszy na sznurku i wieszaniu prania na czas, my obaj chłonęliśmy wiedzę o średniowiecznych obyczajach i walkach, a także o całkowicie współczesnych przygodach dwudziestopierwszowiecznego rycerstwa.

Obecność miłego gościa na przedszkolnym pikniku nie była przypadkowa. W najbliższą sobotę i niedzielę oleśniczanie będą bowiem świadkami wyjazdu swojego księcia na wojnę do Prus.
Oto szczegółowa lokalizacja eventu. Agendę otrzymałem od rycerza:

1) Brama Wrocławska/dawniej - Trzebnicka: miejsce wjazdu rycerstwa oraz wejścia zaciężnych, miejsce pozorowanego ataku na mury miasta oraz wymarszu chorągwi śląskiej do Prus;
2) Podzamcze: miejsce rozłożenia obozu, teren manewrów Chorągwi św. Jana, walk pieszych oraz gier i zabaw plebejskich;
3) Rynek - przed ratuszem: miejsce powitania poselstwa Zakonu, pokazu katowskiego i przemarszu wojsk;
4) Zamek: miejsce prezentacji rycerstwa i zaciężnych oraz wypłaty części żołdu;
5) Bazylika: msza przed wyruszeniem na wojnę...

Dokładny plan wygląda następująco. Sobota, 19 czerwca:

- 10.30: Manewry oddziału piechoty (Chorągwi św. Jana) na podzamczu przy obozie;
- 10.50: uformowanie kolumny do wymarszu. Przejście przy zamku i Bramie Wrocławskiej, wzdłuż murów obronnych, potem ul. Kościelną do Rynku. Tam powitanie posła krzyżackiego ze świtą;
- 12.00: wymierzenie przez mistrza małobrodego (kata) kar dla winowajców: chłosta, piętnowanie, "wykłucie oka", wyświecenie z miasta (banicja) oraz... "obcięcie głowy"! Następie "sąd boży" przed książętami i posłem, a także walka piesza;
- 12.40: przejazd rycerstwa i przejście piechoty na zamek. Prezentacja przez herolda przybyłych rycerzy oraz zaciężnych piechurów. Rozdanie nagród w konkursach dotyczących Konrada VII, powrót na podzamcze;
- 15.00: pokaz walk pieszych, gry i zabawy plebejskie, pokazy sprawności rycerskich;
- 17.30: pozorowana bitwa podzielonego na dwie części rycerstwa, atak na "bramę trzebnicką" (teren przy Bramie Wrocławskiej).

Niedziela, 20 czerwca:

- 09.00: msza w bazylice;
- 12.00: przejazd pocztów rycerskich oraz przejście zaciężnych na rynek, a następnie wyjazd z Oleśnicy do Prus przez Bramę Wrocławską.

Mam nadzieję, że wszystko się uda i że pogoda dopisze. Takie uroczystości to znakomita forma promocji miasta i okazja do pokazania zabytków. No i fakt, że w sumie wyjeżdżamy... "bić Polaków", jest szalenie interesujący. Mam nadzieję, że zostanie odpowiednio podkreślony.

W imieniu swoim i okropnie sympatycznego rycerza zapraszam w sobotę i niedzielę na podróż w czasie i lekcję historii na żywo. Wiem, że impreza jest związana z okrągłością rocznicy bitwy pod Grunwaldem, tfu! jak dla nas, to pod Tannenbergiem. Nie zamykajmy sobie jednak drogi do corocznych obchodów "wymarszu do Prusiech". To byłby piękny początek wakacji!

Jeszcze raz dziękuję rycerzowi za poświęcony czas i zainteresowanie tematem oraz umiejętność przystępnego przekazania wiedzy. Mój rozmówca walczył będzie pod takim herbem:



Choćby rzeki miały wystąpić z koryt a wulkany wybuchnąć - mój syn nie odpuści. Zameldujemy się w rycerskim obozie uzbrojeni w aparat.

Do zobaczenia!

niedziela, 6 czerwca 2010

Dzień Wolności

Błądząc w poszukiwaniu ciekawego spędzenia niedzielnego popołudnia trafiłem z rodziną na wrocławski rynek. We Wrocławiu jestem codziennie i spędzam w nim większość dnia. Na rynku nie byłem jednak od dawna. Właśnie sprzątano po Dniu Wolności.


W Oleśnicy celebrowaliśmy dwudziestolecie samorządności. Zasłużeni samorządowcy otrzymali zasłużone nagrody. Mniej więcej w tym samym czasie przypadła nieco zapomniana rocznica - dwudziesta pierwsza - odzyskania Prawdziwej Wolności:



Szkoda. W końcu gdyby nie czwarty czerwca 1989, nagród z okazji dwudziestolecia wolnego samorządu nie można by przyznać.

A w rynku - jak to w rynku. Tłumy ludzi, nie ma gdzie usiąść. A ludzie, mili Państwo, czasem muszą się też położyć. Nawet, jak czekają na Bajkobus:



Wszystkiego dobrego w nowym tygodniu!

czwartek, 3 czerwca 2010

Z ziemi włoskiej do Polski

Po kilkutygodniowych peregrynacjach służbowo-prywatnych udało mi się w końcu zacumować w macierzystym porcie przy Łużyckiej. W tym czasie znowu wybuchł wulkan, a rzeki wystąpiły z koryt. Paskudna góra uziemiła mnie w Monachium, przez co wizytę w amsterdamskim Rijksmuseum i Rembrandthuis musiałem przełożyć na później i skrócony pobyt w stolicy Niderlandów ograniczył się wyłącznie do spraw służbowych. Na szczęście w Italii byłem na czas, wyłącznie prywatnie, i całkiem niechcący uczestniczyłem w północnowłoskiej fecie po sukcesie Interu w Lidze Mistrzów.


Trafiłem tam do miasteczka Finale Emilia. Leży ono z dala od głównych szlaków turystycznych, nie sąsiaduje ani z górami, ani z morzem, nie ma w nim fascynujących pozostałości Imperium Cezarów, nie ma także żadnej Ważnej Fabryki. Razem z Modeną, Bolonią i Ferrarą tworzy równinny nibyprostokąt w górnej części włoskiego buta, lekko po lewej stronie. Z tego czworokąta Finale jest najmniejsze, nie liczy nawet 16 tysięcy mieszkańców.

Większość ludności pracuje w stolicy regionu, Bolonii. W Finale Emilia mają domy, szkoły, supermarkety, kawiarenki, szpital i kilka kościołów. Mają też zamek. Analogia z Oleśnicą jest oczywista.
Do czasu.

Historia Finale liczy ponad tysiąc lat, nie to jednak różni oba miasta najbardziej. Finale Emilia, miasto nawet nie powiatowe, nie będące w centrum ruchu turystycznego i mające ponad połowę mniej mieszkańców niż Oleśnica, oferuje swoim obywatelom i przypadkowym - jak ja - turystom dwa muzea oraz teatr.

Nie zdążyłem odwiedzić teatru, wiem jednak, że jest to teatr z prawdziwego zdarzenia, z aktorami-amatorami i aktorami-profesjonalistami na gościnnych występach, mający swój repertuar i wystawiające tak sztuki klasyczne jak i spektakle prezentowane przez uczniów czy emerytów. To teatr, a nie wielofunkcyjna sala, w której dzisiaj wyświetlimy film, jutro urządzimy wystawę kółka łowieckiego, a pojutrze przedszkolaki wezmą udział w turnieju tańca dla krasnali. Ale dobrze, że mamy chociaż salę, teatr w Oleśnicy to jednak ryzykowna koncepcja.

Muzea, powtórzę, są tam dwa. W jednym mieści się sekcja regionalna, niestety - było zamknięte z powodu remontu. Drugie i główne zajmuje część - z czymś mi się to kojarzy - zamku. Zamku wielkiego, średniowiecznego, który obecnie również jest w remoncie i jego ciekawą bryłę ciasno otula kolczuga rusztowań:



Muzeum jednak działa i jest czynne w soboty - do południa i po południu oraz w niedziele - do południa. Wstęp jest bezpłatny, ale przemili emeryci, którzy społecznie doglądają zbiorów i służą jako przewodnicy, wręczają wykwintne, drukowane na kredowym papierze bilety:




Jak widać bilet może być interesującą pamiątką z wizyty nie tylko w muzeum, ale i w miasteczku. Po lewej stronie, na pomarańczowym pasku, wyraźnie widać napis "Gmina Finale Emilia" oraz dane teleadresowe. Główna informacja z biletu jest wyraźna: "Muzeum miejskie". Czyli można zadbać o własną promocję również na biletach.

Ekspozycja jest przemyślana i różnorodna, interdyscyplinarna. Są modele Ziemi z zarania dziejów (pangea) oraz poszczególnych etapów kształtowania się dzisiejszego świata. Są skamieliny dinozaurów (modele) i ich zębów tudzież roślin. Przechodząc przez poszczególne sale zwiedzający "mija" kolejne zlodowacenia. Są modele szkieletów ludzi pierwotnych.

W dziale starożytności, poza bronią i innymi znaleziskami, stworzono grobowiec z epoki rzymskiej.

Zgromadzono mnóstwo eksponatów geologicznych, jakość minerałów nie jest związana wyłącznie z tymi ziemiami, zbiory mają pokazać uczniom wygląd ametystów, agatów, skał wulkanicznych i nawet diamentów. To ciekawsze niż przeglądanie książek czy internetu.

Oczywiście dużą część stanowią zbiory archeologiczne, wydobyte w Finale Emilia i okolicach. Jednak poza antropologią, geografią i geologią czy - co oczywiste - historią, uczeń może zobaczyć okazy pochodzące z Afryki czy antypodów. Okazy mniej więcej takie:




Muszę przyznać, że surowe, ceglane mury tworzą ciekawy anturaż do celów wystawienniczych. Kilka zdjęć z poszczególnych sal:






Oraz kilka ujęć z zewnątrz, od strony jeszcze wolnej od rusztowań:







W czasie tamtejszych Dni Oleśnicy, czyli Finalestense, miasto zapełnia się ludźmi w strojach ze średniowiecza, a centrum imprezy jest właśnie zamek. Dla zainteresowanych podaję źródło:

http://www.comunefinale.net/Cultura/Finalestense/2010/index.php

Zamek wymagał remontu i gmina zadbała o finansowanie tej inwestycji. Oto struktura budżetu:




Mamy w Pieśni Narodowej sformułowanie "Z ziemi włoskiej do Polski". Korzystajmy więc i w tym przypadku z lepszych wzorów, skoro sami nie umiemy stworzyć własnych. Przykład Finale Emilia pokazuje, że muzeum miejskie nie musi się ograniczać do zbiorów historycznych. Mamy wiele szkół. Należy zorganizować dla uczniów ekspozycję holistyczną, jak w Finale - interdyscyplinarną. Pokazujmy maluchom jak wygląda świat, zaszczepmy ciekawość odkrywania nieznanego.

Bezpłatne muzeum w wyremontowanym zamku to dzisiaj urojenia kogoś fruwającego w obłokach. Zamek zamkiem, jego sytuacja jest bardziej złożona niż tego, który odwiedziłem. Ale muzeum? W tym przypadku nie trzeba polityki, tylko dobrej woli i zaszczepienia w ludziach potrzeby posiadania takiego miejsca. Zainspirowania ich do pracy i - czemu nie - ofiarności. Choćby takiej, jaką zaprezentował jeden z kibiców Interu. W poniedziałek, dwa dni po Wielkim Finale, gdzie Wielki Murinho poprowadził swoje hufce do zwycięstwa nad Wielkim Bayernem, oberwany jegomość utknął oparty o flagę klubu na środku skrzyżowania w Finale Emilia i kiwając się na boki "kierował ruchem".

Podobnego oddania wobec Oleśnicy życzę obecnym i przyszłym jej władzom. Może nie gibania się na fladze, ale pewnego uporu i fantazji można interowemu obdartusowi pozazdrościć.

Ciao!