czwartek, 25 marca 2010

Trzebnica zachwyca. Świdnica zachwyca. Stolica też zachwyca. A Oleśnica?

Po hucznie obwieszczanej akcji tworzenia promocji dla Oleśnicy pozostało tylko wspomnienie. Czy Ola, która ma siedzieć na ławce w Rynku, jest jej elementem?


Przypominam sobie jeszcze zmianę logo gazetki miejsko-burmistrzowej z „Miasta w dobrym stylu” na jakieś inne, wieżo-różane, chociaż w barwach ciemnych. Miała być też seria spotkań „Under 29” i nawet chciałem pójść, ale jak under to under, a ja jestem zdecydowanie powyżej niż poniżej. Spotkanie odbyło się chyba tylko jedno i wyszło tak sobie, co wiem z relacji gazetowej. Z relacji koleżeńskiej znam za to jeszcze jedno hasło promocyjne, które oprócz tego o zachwycaniu specjalista od wizerunku przekazał radnym miejskim: „Z buta”.

Coś mi się widzi, że strategia promocyjna miasta została potraktowana w myśl hasła do owej promocji wymyślonego, czyli „z buta” właśnie. Nie o martwym projekcie chcę jednak pisać, bo go nie znam, ale o promocji miasta jako takiej. A raczej o jej braku.

Region czy miasto – są markami. Oleśnica także, chociaż paradoksalnie im mniej osób zdaje sobie z tego sprawę, tym lepiej. Postrzeganie marki nie zależy wyłącznie od nakładów wydanych na marketing (w tym przypadku marketing miejsc), bo mamy w mózgu mechanizm mówiący, że reklama to reklama, a prawda to prawda i raczej im nie po drodze. Widziałem kiedyś w gazecie (Wyborczej chyba?) reklamę Oleśnicy, i dobrze, niech sobie będzie. Ale nie tylko reklama, tu potrzebne jest coś jeszcze.

W tym zakresie nie widać konsekwencji poczynań osoby (osób?) odpowiedzialnych za wizerunek miasta. Działania zdają się być podejmowane chaotycznie, impulsywnie, w odpowiedzi na aktualne oczekiwania mieszkańców (zafajdane chodniki na przykład), a tu potrzeba przecież kilkuletniego planu o wysokim reżimie realizacyjnym.

Oleśnica ma swoje zalety i zawsze warto je podkreślać. To jednak nie wystarczy, bo są i u nas dyżurne odstraszacze: dworzec kolejowy w skandalicznym stanie czy niedostępny i rozpadający się zamek. Oba kompleksy powodują kompleksy, ale nie należą do miasta i akurat tutaj władze – pomimo prób – nie są w stanie zbyt wiele zdziałać.
Mogą jednak zawalczyć o wizerunek Oleśnicy jako miasta przyjaznego wobec mieszkańców i ich gości. Nie hasłami typu „z buta” wzbudzi się pożądany zachwyt nad własnym miastem, ale sprawnie odśnieżonymi ulicami i chodnikami, natychmiast łatanymi dziurami w jezdniach, kilkoma żłobkami (i większą ilością miejsc w przedszkolach!) oraz jeszcze paroma rzeczami. Na przykład każda z miejskich instytucji mogłaby raz w miesiącu pracować do dwudziestej albo chociaż w jedną sobotę do południa... Szlag mnie trafia, że muszę brać wolny dzień by coś załatwić, bo pracuję do piątej we Wrocławiu. A pracownicy banków i sklepów w Oleśnicy? Ci wychodzą po osiemnastej.

Mieszkamy w fantastycznym miejscu do życia, chociaż z wiadomych względów nie jestem obiektywny. Miasto się rozwija. Niemniej może być jeszcze lepiej, a kiedy już będzie – zawalczmy wizerunkowo. Umiejętnie prowadzona polityka informacyjna czyni cuda, wystarczy mieć pomysł na wyróżnienie się. Takie pomysły są i tworzą się w umysłach ludzi niekoniecznie związanych z władzą. O swoich jeszcze kiedyś napiszę.

Promocja miast jest szczególną formą PR i warto w tę dziedzinę inwestować, a przynajmniej pojawiać się na konferencjach, by czerpać natchnienie i podglądać jak to robią inni. 21 i 22 kwietnia 2010 w Warszawie będzie czwarty już Festiwal Promocji Miast i Regionów*. Przy okazji odbędzie się związany z wizerunkiem miast i gmin konkurs „Złote Formaty”, w którym udział brało już 240 samorządów. Konkurs konkursem, żeby wystartować trzeba mieć co pokazać, ciekawsza wydaje się więc z naszego punktu widzenia konferencja. Prelegentami będą między innymi Hans Dominicus, dyrektor ds. marketingu i rozwoju Amsterdam Tourism and Convention Bard, Lily Cope, szefowa filadelfijskiego biura ds. kontaktów zewnętrznych oraz prezydenci Poznania, Radomia, Gdyni czy szefowie urzędów ds. promocji z Legnicy, Gdańska, Kielc oraz województw lubelskiego i małopolskiego, by tylko tych wymienić. Udział w charakterze słuchacza – reprezentanta samorządu kosztuje mniej niż 500 zł brutto. Oleśnica powinna tam kogoś wysłać, budżet miasta chyba nie ucierpi?

PS. Tak, to prawda, ukończyłem studia PR na Uniwersytecie Wrocławskim.





* samo przedsięwzięcie jest przy okazji akcją wizerunkową realizowaną przez firmę Ströer, ale to także przykład pomysłu na zaistnienie medialne i pozytywną konotację.

wtorek, 9 marca 2010

Basen, kupa i połamane drzewka.

Co roku o tej samej porze mieszkańców Oleśnicy rozgrzewa ten sam temat: psia kupa. Psia kupa wyzwala emocje, psia kupa nadaje kierunek publicznej dyskusji, psia kupa trafia na salony jako temat debaty politycznej, dzięki psiej kupie mogą o nas napisać w gazecie.

I niestety piszą. A co gorsza mówią jeszcze w telewizorze i wypytują w radiu.

Wszystko wzięło swój początek w akcjach, które Urząd Miasta ma ambicję przeprowadzić. Idzie tu o apel do kupozbieractwa po psach („Sprzątanie po pupilu jest w dobrym stylu”) i o propagowanie tzw. donosów obywatelskich („Pomóż zadbać o nasze miasto”). Za skuteczną pomoc w dbaniu o nasze miasto można w nagrodę iść się wykąpać. Pewno na wypadek wdepnięcia w ślad kogoś, kto po pupilu nie sprzątnął.

Jest bardzo ciekawe, że są to dwie odrębne akcje, ale komunikat o nich podano światu jednocześnie. Pomyślałem sobie, że to na pewno pomyłka, w końcu, jak mawiał Forrest Gump „shit happens” i zdarzyła się zafajdana wpadka bojownikom o czystość chodników. Że ściganie wandali i złodziei to jedno, a obowiązek czystości to drugie. Nic z tego...

W piątkowym „Zapraszamy do Trójki” redaktor Strzyczkowski przepytał na tę okoliczność jednego z naszych wysokich urzędników. Urzędnik ów nie pomyślał o oddzieleniu obu tematów, opowiadał za to o Genewie i połamanych drzewkach oraz o orzeźwiającej kąpieli w nurtach Atolu, usprawiedliwiając w ten sposób spodziewane i pożądane akty konfidencjonalizmu. I o psich toaletach.
Jednocześnie lokalne fora internetowe zaczęły pękać w szwach od komentarzy: obrońcy wolnej defekacji ścierają się z obrońcami czystości płyt chodnikowych, właściciele psów z właścicielami kotów, posiadacze woreczków na ekskrementy z posiadaczami wiedzy o lokalizacji kubłów na ekskrementy przeznaczonych oraz idioci z debilami.

O drzewkach i wandalizmie ani słowa.

Wyszło na to, że wystarczy zrobić zdjęcie pieskowi (może raczej – jego właścicielowi?), co właśnie ulżył sobie na chodniku lub trawniku (piesek, nie właściciel, chociaż oba przypadki nie należą rzadkości) i jeśli natychmiast nie sprzątnięto - udać się ciupasem do wysokiego urzędnika z ratusza po karnecik na basen.

Mam nadzieję, że taki scenariusz jest tylko efektem wytworzonego przez Urząd Miasta szumu informacyjnego i braku stanowczej reakcji tych, do których media zwróciły się z prośbą o komentarz.

Dwie sprawy: jak pies narżnie, to po nim posprzątaj. I wyrzuć, jak masz gdzie. Jak nie masz, zanieś wysokiemu urzędnikowi, niech zobaczy, że w promieniu dziesięciu kilometrów nie było kubła, a nie baja, że na Klonowej jest psia toaleta. Jest, ale przecież nie będziesz leciał z takich na przykład Rataj czy innego Lucienia na Klonową.
Druga rzecz: jak łamią czy wyrywają drzewka, rozbijają przystanki czy przekręcają znaki – spierniczaj, żeby nie dostać w beret. I zadzwoń tam, gdzie trzeba. Olej basen, nie daj się wkręcić w zapłatę za donos, do czego wysoki urzędnik z uśmiechem i przejęciem zachęca.

Nasze społeczeństwo z władzą współpracuje raczej bez entuzjazmu, co w języku polityki oznacza mniej więcej że władzę i jej zalecenia ma tam, gdzie papier toaletowy znajduje zastosowanie. Proponowanie ludziom basenu za współpracę jest pomysłem chorym jak stoisko z paralotniami z okazji Dnia Flagi (gdzieś wyczytałem, że ma takowe być)

Niestety donos nie jest obcy całkiem sporej rzeszy obywateli, pewnie więc chwyci i u nas. Powoływanie się na kraje zachodnie jest w tym przypadku jak najbardziej chybione: za obywatelską postawę nie przyznaje się nagród, obywatelska postawa to obowiązek. Należy po prostu stworzyć odpowiedni klimat ku temu, wzbudzić w ludziach poczucie wspólnoty, wzajemnej odpowiedzialności oraz szacunku do miasta i siebie nawzajem. To jest rola i zadanie dla władz miasta.

Trzeba mieć nadzieję, że urzędnicy się z tego wycofają. Że zostaną zarzuceni fotami srających psów, a nie o to im przecież chodziło. I może wyciągną wnioski na przyszłość: „jak już wdepniesz w gówno, to wykorzystaj to jako okazję, żeby nauczyć się dobrze czyścić buty”. Ktokolwiek to powiedział, słusznie prawił. A w ogóle, to według autora „Podziemnego kręgu”, Chucka Palahniuka, „gówno to już estetyczny banał”. Baczcie więc, by ktoś z psiej kupy nie zrobił sobie programu wyborczego.