czwartek, 4 sierpnia 2011

Alfabet oleśnicki. Tylko dla wytrwałych.

I obejdzie się bez nazwisk, bo to byłoby zbyt proste :)

A.
A jak „auto”. O służbowych w Oleśnicy mówi się z jakiegoś powodu niechętnie. Dla prywatnych szykowane są już piękne parkomaty. Auta automatycznie wywołują wzmożone dyskusje, w szczególności ich zakupy, sposób parkowania czy podróże. Wszystkim zalecam autorefleksję.

B.
B jak „buta”. Wynika z braku autorefleksji (patrz powyżej) i przeświadczeniu o własnej wszechmocy. Uwaga! Może występować w pakiecie z „automatycznym zawieszeniem dostosowującym się do prędkości jazdy z możliwością zmiany prześwitu”. Cokolwiek to oznacza.

C.
C jak „ciarki”. Przeszły mnie kilka razy w życiu. Raz na filmie „Titanic”. Raz jak Małysz się żegnał ze skokami. Ostatnio – gdy przeczytałem traktat o „mowie nienawiści” na stronie UM. Do tej pory łkam i waląc się w wątłą pierś wyznaję „Mea culpa!”. Jam to bowiem jako pierwszy w lokalnym Internecie pod własnym nazwiskiem ośmielił się coś wszetecznego napisać.

D.
D jak „dupa”. Słowo to w Oleśnicy charakteryzuje stan dróg i chodników po corocznych i standardowo powtarzających się zaskakujących deszczach. „Deszcz” – też na D.

E.
E jak „e tam”, typowa odpowiedź większości moich znajomych na pytanie, czy pójdą na wybory samorządowe. Albo czy na mnie zagłosują.

F.
F jak „Francja”. W Oleśnicy kojarzy się głównie z jedną marką samochodu, nie wspomnę jaką, bo mi Citroen nie płaci.

G.
G jak „gospodarcza strefa”. Podobno jest, ale sprytnie ukryta. Najpewniej przed nieuczciwymi inwestorami. Albo, co gorsza, przed konkurencją. Konkurencyjne miasta były na tyle głupie, że nie ukryły swoich stref gospodarczych i namnożyło się u nich jakichś firm czy innych przedsiębiorstw. A u nas cisza i spokój, jak na sypialnię Wrocławia raj na ziemi przystało.

H.
H jak Hiszpania. Nie wiem czemu. Może czas już wysłać tam kogoś w celu poszukiwań miast partnerskich? Nawet z kolegą.

I.
I jak „Internet”, miejsce w Oleśnicy skażone fundamentalizmem, kłamstwem, zaprzaństwem, pyskatymi publicystami i innymi swingersami. Unikać!

J.
J jak „ja”, odpowiedź na przykładowe pytanie do, powiedzmy, radnych miasta, powiedzmy, naszego, w typie: „Kto z Państwa chciałby netbooka?”, albo „Nie wiem po co, ale kto ze mną pojedzie szukać miast partnerskich na wschodzie?”

K.
K jak „krytyka”, w niektórych kręgach krytyka jest tabu i dostępna tylko dla wtajemniczonych.

L.
L jak „logika”, towar u nas ostatnio jakby co raz bardziej deficytowy. Jej brakiem można wszystko wytłumaczyć, tak jak cytatami z Biblii. Albo z Lenina. Też na „L”. Użyteczne przy dyskusji o lotnisku. Na „L”, nie inaczej.

Ł.
Ł jak „łojezu”, najczęstszy komentarz do kolejnej wymiany poglądów Redakcji z Ratuszem, Ratusza z Blogerem, Blogera, z Ratuszem, Ratusza z Redakcją, Redakcji z Blogerem, Blogera z Blogerem, Redakcji z Redakcją i Ratusza z … Wiecie co, lepiej czytać książki.

M.
M jak „muzeum”. Po latach redukowania Oleśnicy do poziomu historycznej pustyni wreszcie będzie. I M jak „Marek”. Bardzo właściwe, by wspomnieć Jego pracę na rzecz popularyzowania historii miasta właśnie teraz i właśnie tutaj.

N.
N jak „narzekanie”, ulubiona czynność wykonywana zwykle przez społeczeństwo, którego drugą ulubioną czynnością jest wyborcza pasywność. Nie jest to bynajmniej wynalazek oleśnicki. Wyborcza pasywność i narzekanie chadzają w parze jak Polska długa i szeroka. W Oleśnicy jednak się rozdzieliły. Wyborcza pasywność zawitała w do nas ostatnio w listopadzie 2010 roku, a narzekanie wpadło chwilę później i tak jakoś utknęło.

O.
O jak „Ola”. Miasto prowadzi kampanię pod nazwą „Oleśnica – miasto wież i róż”, i, w myśl treści hasła, pierwszy plan na plakatach zajmuje Ola. Jak ktoś ma wątpliwości – vide „L”.

P.
P jak „polemika”. Stan posiadania polemiki jest u nas odwrotnie proporcjonalny do stanu posiadania „logiki” i „umiaru”. Umiałby może ktoś zrobić tak, aby wszystkie trzy występowały zawsze jednocześnie?

R.
R jak Ratusz, czyli synonim władzy wszelakiej, tak uchwałodawczej jak i wykonawczej, a do tego też urzędników. Paradoks polega na tym, że jak ktoś zasługuje na kopa w zadek, to obrywają wszyscy, a – mówię to absolutnie serio – jest całkiem sporo urzędników, bez których to miasto wykoleiłoby się zupełnie.

S.
S jak „sodówa”. S jak „Straż Miejska”. Jak ktoś chce, może to połączyć.

T.
T jak „teren”. Bliżej nieokreślone miejsce, w którym przebywa zwykle ten, do którego masz jakąś sprawę. I wcale nie napisałem, że chodzi o radnych.

U.
U jak „umiar”. Umiar boryka się w Oleśnicy z takimi samymi problemami jak logika.

W.
W jak „włodarz”. Nie bardzo kumam etymologię, ale pewien portal uparcie określa tak faceta, który dojeżdża do pracy kilka tysięcy kilometrów co miesiąc. Przynajmniej tak wynika z przebiegu jego starego służbowego wozu.

Y.
Y jak „Yhy”, tak odpowiedział z ironią kolega na pytanie, czy wystartowałby w wyborach samorządowych, po czym trzepnął mnie w łeb i dodał coś zupełnie niepolitycznego o moich przodkach.

Z.
Z jak zawiść. Cecha ta jest immanentna wszelkim krytykom. Przynajmniej według krytyków krytyków.