piątek, 11 listopada 2011

11.11.11. Świątecznie i krótko.

Był taki czas, kiedy święta państwowe w Oleśnicy obchodzono z należytą celebrą, z uczestnictwem całych rodzin. Przed pomnikami, pod którymi mieszkańcy składali kwiaty, defilowali żołnierze. Państwowe flagi łopotały wciągane na maszty przy dźwiękach hymnu. Oleśnica rozkwitała i zarządzali nią ludzie cieszący się szacunkiem mieszkańców.

Nie, to nie fantastyka. Tak było. Nie dodałem tylko, że większość oleśniczan mówiła wówczas po niemiecku.

Rok temu Dzień Niepodległości w Oleśnicy wyglądał wreszcie tak, jak powinno przebiegać radosne święto. Mnóstwo ludzi zgromadziło się na Placu Zwycięstwa. Wojsko ustawiło maszt, na który przy Mazurku Dąbrowskiego wciągnięto biało-czerwoną flagę. Tłumy dzieci z zachwytem oglądały (i zwiedzały!) sprzęt wojskowy i strażacki. Były wspólnie śpiewane pieśni. Rozdawaliśmy balony, chorągiewki, a kto chciał, mógł pomalować sobie twarz w barwy narodowe lub oleśnickie. Było tak, jak być powinno. No, prawie, bo zamiast pod polskim pomnikiem, z okazji odzyskania niepodległości kwiaty składano pod pruskim. Taka oleśnicka tradycja.

Oczywiście był to szczytowy moment kampanii wyborczej, stąd wizyta prezydenta Dutkiewicza i marszałka Łapińskiego. Jednak armia i inne służby w wyborach nie startowały, a Dzień Niepodległości przygotowały pięknie. Krótkie przypomnienie tamtego dnia:



Rafał Dutkiewicz na Pl. Zwycięstwa - tu na fotografii W. Mazurkiewicza w otoczeniu przyjaciół z Dla Oleśnicy. I ułanów!



Na specjalny maszt podczas hymnu wciągnięto flagę.


Dzisiaj Plac Zwycięstwa, serce oleśnickich uroczystości sprzed roku, wyglądał tak:



Nawet nie było flag. Może i dobrze, bo należy je podnosić z należytym szacunkiem.


Nie wiem czego po stronie organizacyjnej zabrakło, że nie było jak w listopadzie 2010. Owszem, pieśni śpiewano, kwiaty składano, była asysta wojska i cały podniosły ceremoniał z salwami i przemówieniami. W sumie nie ma się czego przyczepić, poza tym, że rocznicę wyzwolenia urzędowo celebrujemy pod cudzym monumentem. Oczywiście ma to pewien wymiar symboliczny, ale wolałbym świętować polskie święta pod polskim pomnikiem. I dlaczego nie na Placu, nomen omen, Zwycięstwa?

niedziela, 6 listopada 2011

W odpowiedzi na komentarze. A poza tym to piękny listopad mamy.

W zasadzie to miał być komentarz do poprzedniego posta. Ale mi się jakoś rozrósł, więc wpisuję go tutaj. I dla oddechu - parę obrazków. Zupełnie nie na temat.

Mili Państwo, bardzo dziękuję za wizytę. Panie Felisie - dawno nie mieliśmy okazji wymienić poglądów. Cóż mogę dodać? Moim zdaniem, Rada Miasta oraz szeroko rozumiane zaplecze burmistrza, nie muszą opracowywać ekstra planów ratowania szefa: nie ma powodów, by tak czynili. Owszem, demokracja wyposaża nas w instrumenty prowadzące do zmiany władzy, ale w tym konkretnym przypadku może dotyczyć to tylko burmistrza. Rada i tak pozostanie bez zmian. Czy Jan Bronś dotrwa do końca kadencji? Uważam, że tak, a przynajmniej nic nie wskazuje, by miało być inaczej. Nawet jeżeli jakimś cudem doszłoby do referendum, to obostrzenia dotyczące frekwencji w oleśnickich realiach nie są do przejścia. A jeśli jednak zostałyby spełnione wszelkie warunki ordynacyjne (frekwencja 3/5 spośród tych, którzy wzięli udział w wyborach 2010, spodziewane protesty) - cały czas przecież teoretyzujemy - to kto miałby zająć jego miejsce w ratuszu?

Pomijam fakt, iż w przypadku przeprowadzenia skutecznego referendum, do czasu nowych wyborów Donald Tusk wskaże kogoś do pełnienia tej funkcji. I byłaby to z pewnością osoba z Platformy. Lokalnej. I akurat będzie wolny Piotr Pawłowski, bo odwołanie burmistrza idzie w parze z odwołaniem wiceburmistrzów.

Oleśnicka polityka nie posiada dzisiaj ośrodka opozycyjnego, zdolnego do wysunięcia na to stanowisko kogoś poważnego, kogoś rzutkiego i z wizją, komu oleśniczanie zaufaliby ponad podziałami. Owszem, możemy przypominać nazwiska dawnych kontrkandydatów, ale to kandydaci z odium porażki, silnie kojarzeni z np. z PiS-em, które właśnie się rozpada. Pani Dzięgło - z całym szacunkiem - również nie zawładnęła wyobraźnią wyborców. O panu Konopce łaskawie nie wspomnę. Kto więc miałby stanąć przed Radą Miasta, złożoną głownie z osób tak czy inaczej z burmistrzem związanych? W jaki sposób uzyskać przed takim gremium absolutorium?

No właśnie.

Do żadnych zmian zatem nie dojdzie. Wszelkie próby obrzydzenia Jana Bronsia odniosą odwrotny skutek, pomogą też skonsolidować jego zwolenników. Zamiast szczeniackich zaczepek należy skupić się na stworzeniu programu dla Oleśnicy na najbliższe lata oraz wizji miasta za 10, 20, 30 lat. A potem nauczyć się to ludziom opowiadać. I możliwe, że ludzie poproszą o jego realizację.

Kto wie, może pojawi się wówczas przyszły kandydat, który nie będzie opierał programu na negacji i przekona do siebie dzisiejszych niezadowolonych oraz przejmie chociaż część głosów Bronsia.

Na razie nie zawracajmy więc sobie głowy referendum. Przyglądajmy się pracy samorządowców, wystawiajmy im oceny. Krytykujmy gdy trzeba i chwalmy gdy się da.

A teraz zapraszam na spacer po Oleśnicy i okolicach. Ten listopad naprawdę jest piękny :)




















I jeszcze fotka interwencyjna: Przejście przez ul. Wojska Polskiego pomiędzy ul. Targową a tą nową, obficie obdarzoną latarniami. Przejście, które jest, a którego w sumie nie ma. Jest znak pionowy, są mrugające światełka i inne cuda, ale brakuje pasów. I auta do Wrocławia zasuwają, a spacerowicze i dzieci czekają na szczęście.

Kiedy przejście będzie ukończone?