wtorek, 12 stycznia 2010

Niechciana rocznica

65 lat temu historię Oleśnicy zaczęto pisać od nowa. A ilu dziejopisów, tyle wersji. Nie o wersję tu jednak idzie, tylko o pamięć. Bo coś jednak w styczniu 1945 się stało.

Jestem w takim wieku, że w szkole uczono mnie jeszcze o „wyzwoleniu” Oleśnicy. O przywróceniu jej do macierzy. Być może zważywszy na piastowską historię nie jest to bezpodstawne. Być może, bo teoria ta jest o tyle prawdziwa (a jest), co naciągana ze względu na polityczną potrzebę (a jest tak również, i to nawet bardzo).

Można latami dociekać tego, kto i kiedy spalił miasto, chociaż niemieckie dokumenty wyraźnie pokazują, że większość zniszczeń to efekt natarcia i obrony (www.olesnica.org). Można ścigać się w lżeniu sowieckich żołnierzy lub w ich panegiryzowaniu. Historia ma to do siebie, że jej rozumienie zależy najczęściej od interpretacji źródeł i osobistych doświadczeń świadków. Niekiedy samo stwierdzenie faktu, nawet bezspornego, niektórym historykom nie wystarczy.

Fakt jest następujący: 25 stycznia 1945 roku Armia Czerwona ostatecznie zajęła miasto. Za niecałe dwa tygodnie wypada 65 rocznica tego zdarzenia. Czy się to komuś podoba, czy nie, 65 lat temu stało się coś, co spowodowało, że większość z nas mogła tu zamieszkać i żyć (nie chcę uogólniać i pisać, że „wszyscy”, chociaż jakbym tak napisał to pewno niewiele bym się pomylił).

To jedna z najważniejszych dat w historii miasta. Pytanie tylko – czy w jakiś sposób ją celebrować, a jeśli tak – to jak?

Uważam, że nie można o tym zimowym dniu zapomnieć. Nie widzę potrzeby urządzania szopek w stylu obchodów „wyzwolenia”, rzecz jednak okazuje się problematyczna. Władze miejskie chyba mają problem, bo w zasadzie od lat nie słyszy się o tej dacie. Całkowite zapomnienie czy bagatelizowanie to jednak najgorszy z pomysłów.

Może warto zorganizować w Oleśnicy panel historyczny poświęcony sowieckiej ofensywie z 1945 roku? Zaprosić znawców tematu z Uniwersytetu Wrocławskiego, przedstawicieli innych miasteczek regionu? Naukowo i medialnie (promocyjnie) Oleśnica mogłaby tylko zyskać.

Tylko o takich rzeczach myśli się z rocznym wyprzedzeniem.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

I prawdziwe, i smutne, i zastanawiające. No i ciekawe. A takie sympozja to chyba za komuny już sie odbywały.

Anonimowy pisze...

"... uczono mnie jeszcze o „wyzwoleniu” Oleśnicy. O przywróceniu jej do macierzy."

To prawda tak uczono. Zastanawiam się jak określano wyzwolenie ziem polskich, wschodnich tych utraconych ?. Wiadomo jest że jeśli te ziemie oleśnickie wyzwolono i wcześniej utracone przywrócono do macierzy, to ziemie wschodnie należące od wieków do Polski w takim razie zagrabiono. W tym drugim przypadku daty zajęcia miast i wiosek to daty inwazji kolejnego okupanta. W efekcie wypędzenie z ojcowizny w wagonach bydlęcych (dla tych ludzi) do miast poniemieckich. Patrioci-przesiedleńcy którzy mogli pozostać na wschodzie za cenę utraty obywatelstwa polskiego szybko zadomowili się m.in. w Oleśnicy, podnosząc te miasto z gruzów a tym samym uznając je za swoje. To data ważna, bardzo ważna w historii miasta. Proponowałbym jeszcze stworzenie wystawy na Rynku oleśnickim pokazującą zdjęcia zniszczonego miasta, w tym lotnicze (niemieckie zrobione krótko po zajęciu przez A.Cz.)oraz te pokazujące odbudowę. Na takie działania jest jednak za mało czasu.
ruzam

Michał Skrzypek pisze...

Ruzam - znowu celna uwaga i ciekawy pomysł. Chyba nikt zdrowo myślący nie wątpi w grabież terenów wschodnich II RP, celebrowana z pietyzmem data 17.09.1939 tylko ten fakt potwierdza. "Nagrodą" były wschodnie rubieże Rzeszy, z ośrodkiem przemysłowym na Śląsku i metropolią wrocławską oraz tzw. Prusami Wschodnimi. Pamiętam ze szkoły, że kształt granic z 1945 był najbliższy tym, które posiadało państwo Mieszka I. Uczono więc o sprawiedliwości dziejowej i tereny te nazwano Ziemiami Odzyskanymi. Nie Polacy jednak o tym decydowali, ale dzięki 25.01.45 - powrócili, chociaż lepiej powiedzieć: przybyli w poszukiwaniu domu. I znaleźli. Rodzice moich urodzonych w Warszawie i Lublinie rodziców też. Sympozjum o którym pisałem warto zorganizować w 70. rocznicę. Jest jeszcze wystarczająco czasu. Ale wystawa na rynku - strzał w sedno. Jeżeli możemy wystawiać na specjalnych stelażach zdjęcia reporterów "Gazety" na tematy ogólnospołeczne i ogólnopolskie, to tym bardziej warto zorganizować wystawę "Z Oels do Oleśnicy" i wyeksponować fotografie o których piszesz. W tym roku - już przepadło. Ale każdy styczeń ma kiedyś swojego dwudziestego piątego. Zróbmy to! Pozdrawiam, M.