środa, 24 lutego 2010

Nadzieja matką opozycjonisty. Odcinek drugi i najkrótszy, żeby nie zniechęcić do lektury.

Ponad pół roku po wyborach jeden SMS kazał mi przyjść do oleśnickiego biura organizacji. Zawsze słucham SMS-ów, więc poszedłem.
Na miejscu było dwóch ważnych działaczy, czyli jeden radny powiatowy i jeden zastępca burmistrza. W gronie petentów – kolejny radny powiatowy, kolega-naukowiec, jedna pani i ja. Wtedy formalnie zgłosiliśmy akces do organizacji. Generalnie aktywność wodzów jej lokalnego oddziału i niektóre głoszone przez nich tezy powinny zapalić mi w mózgu czerwoną lampkę, ale wtedy zostawiłem chyba mózg w domu. Nieważne.

Jednak znajdowaliśmy się wtedy w środku PiS-owskiej nocy, mieliśmy jednego wicepremiera jak z bajki o rodzinie Addamsów, a drugiego jak z „Pamiętników Fanny Hill”. Nie trzeba było już oglądać kryminałów, wystarczyło TVP, gdzie emitowano akcje rozmaitych służb na żywo. Liczba przeszczepów spadła do notowanej w epoce sprzed wynalezienia penicyliny, a liczba emigrantów wzrosła do tej z czasów po klęsce powstania styczniowego. Ulubioną rozrywką władzy była „ukryta kamera” oraz „jakie to nagranie”. Minister sprawiedliwości miał ładne okulary i nowoczesny dyktafon, a minister od dyplomacji brała chyba za mocne leki. Na dodatek ni hu hu, ale nie umiałem odróżnić prezydenta od premiera. Podobno jeden z nich miał kota, ale złośliwie nie chciał go ze sobą nigdzie zabierać, co bardzo utrudniało identyfikację.

Wtedy postanowiłem wesprzeć organizację swoją osobą. Moja osoba bardzo ceni idee samorządności i przedsiębiorczości oraz swobodę w działaniu, była więc przekonana, że to miejsce dla niej. Ponadto bycie w formalnej opozycji wobec reżimu było fajne.

Jako formalny opozycjonista pragnąłem działać, ale liderzy nie mieli czasu. Latali paralotnią czy coś. Znowu minęło jakieś pół roku i na wniosek paru osób, w tym A. S. i M. P., udało się spowodować organizację tak zwanego zjazdu w powiecie, czyli swoiste plenum. Na tym zjeździe wybierano nowe władze powiatowe no i liczyliśmy, że szefem powiatu zostanie bardzo energiczny M. Jak na bardzo energicznego przystało, M wdał się w energiczną pyskówkę z jakąś równie energiczną i wrzeszczącą babą i zrobił się kwas, bo nieco wcześniej jeden z radnych powiatu zgłosił pewnego radnego miejskiego na stanowisko szefa struktury powiatowej. Było to wielce zabawne, ponieważ radny ów, od kiedy został radnym, ani razu nie pojawił się na forum organizacji, ze składkami chyba też był na bakier. I ta wrzeszcząca baba była jakąś jego powinowatą czy kimś. Głosowanie było tajne i wygrał ów radny. Pogratulowałem mu szczerze, chociaż głosowałem na M. Nawiasem mówiąc, wystąpienie mojego kandydata w porównaniu z wystąpieniem owego radnego było jak wykład Miodka przy recytacji gimnazjalisty. Darzyłem jednak nowego szefa powiatu niekłamaną sympatią i z nadzieją spoglądałem w przyszłość.
C.D.N.

Brak komentarzy: