niedziela, 30 października 2011

Krótka pamięć, czyli rocznica wyborów samorządowych

Przegrałem rok temu wybory do Rady Miasta. Przegrałem ja, przegrali moi koledzy. Zaklinanie rzeczywistości przez niektórych z nas niczego nie zmieni: porażka pozostanie porażką. Nawet, jeżeli szczycenie się wizytą prezydenta Wrocławia uznamy za najważniejszy element prekursorskiej kampanii. Kampanii takiej, jakiej nigdy wcześniej nie było.


I pewno więcej nie będzie.

Od tamtego czasu schowałem się w wirtualną dziuplę: na rozmaitych portalach obrywałem, że niecałe czterdzieści głosów nie upoważnia mnie do komentowania rzeczywistości. Że oleśniczanie w wyborach pokazali, iż nie akceptują moich poglądów, a nasze – jako stowarzyszenia „Dla Oleśnicy” – są bez wartości i chodzi tylko o jedno – o dopchanie się do koryta. A dopraszaliśmy się zmian, wykazując absurdy w funkcjonowaniu dawnej Rady oraz instytucji zarządzanych przez samorząd. Także i na tym blogu wielokrotnie pisałem o zaniedbaniach władzy, o braku kompetencji urzędników, o radnych uzależnionych od dochodów ze źródeł samorządowych i zawodowo podporządkowanych tym, którzy w samorządzie powinni być im podlegli…

Zarzucałem tamtej Radzie Miasta miałkość i uległość. Radni – w mojej ocenie – winni byli bezrefleksyjnego akceptowania wszelkich planów burmistrza i brakowi chociażby stawiania niewygodnych pytań. Oleśnicki establishment nigdy nie był zainteresowany wykształceniem elity zdolnej do przeciwstawienia się władzy, czy chociażby do równorzędnej z władzą dyskusji. Co mówię – uprzednio do dyskusji władzę należałoby zachęcić! Albo zmusić, a tego żadna władza nie lubi.

Wyniki wyborów samorządowych pokazały, że oleśniczanie zmiany nie chcieli. Z premedytacją używaliśmy określenia „konserwacja władzy” i wyborcy uznali, że to najlepsze z rozwiązań.

Pomimo krytyki, nie domagałem się zmiany burmistrza. Najuczciwiej mówiąc – nie widziałem nikogo, kto mógłby tę funkcję pełnić skuteczniej. Odczucie to było paskudne, bo można było burmistrzowi zarzucić mnóstwo rzeczy, za które był i jest odpowiedzialny, a także takich, za które odpowiedzialność ponosił tylko pośrednio. A jednak broniłem go, winą za całe zło obarczając gnuśnych radnych, którzy w końcu, niech to szlag, oceniają i rozliczają burmistrza z jego pracy! To Rada Miasta jest organem nadrzędnym, a o tym, niestety, mało kto zdawał się pamiętać. I, co tu dużo mówić, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jest nawet gorzej.

Zmienia się za to rzeczywistość. Postanowiłem sobie, że będę siedział cicho. Że wspomniana porażka w wyborach nie daje mi legitymacji do reprezentowania kogokolwiek. Poza sobą samym.

Są jednak rzeczy, które wkurzają mnie niemiłosiernie. Jestem jak dziecko, które ciągle się dziwi. To, co mnie dziwi, najczęściej mnie też wkurza; pojęcia nie mam co to za konstrukt psychofizyczny, ale tak już mam. Ostatnio zadziwiło mnie zdziwienie rzeczniczki Urzędu Miasta spowodowane tym, że dziennikarze pałętają jej się po ratuszu i o coś ją pytają. Rzecznik Urzędu w sumie jest od tego, żeby odpowiadać i reprezentować Urząd. I jak potrafi – reprezentuje. Jak potrafi wypowiadał się też do kamery pytany o służbowy parking wiceburmistrz, u którego na twarzy ogólnopolski widz mógł zaobserwować heroiczną walkę: czy powiedzieć prawdę (albo parkingu nie ma, albo jest, ale nie wiem gdzie, albo nie rozumiem pytania), czy skłamać, czy może jakoś tak wybrnąć, żeby z jednej strony być wiarygodnym, a z drugiej nie podpaść szefowi.

Ciężko pogodzić się z faktem, że dziennikarka – w mojej ocenie od początku nastawiona na zrobienie materiału z tezą – nie spotkawszy w ratuszu nikogo kompetentnego – znajduje potwierdzenie swoich założeń i przy okazji przywalenia burmistrzowi robi Oleśnicy taki PR, że mityczni i obiecani inwestorzy, dokonując research’u przedinwestycyjnego zapewne dojdą do wniosku, że ich pieniądze będą bezpieczniejsze gdzieś indziej.

Najbardziej zadziwił mnie jednak burmistrz. Najpierw odmawia niezwłocznej odpowiedzi rzeczowo pytającemu radnemu P. Karaskowi, następnie daje się ponieść nerwom i wybucha przy tylko czekającym na to dziennikarzu.

Jestem daleki od stawania po czyjejkolwiek stronie. Burmistrz, przyzwyczajony do braku konkurencji, bierności, albo wręcz braku opozycji i absolutnego posłuchu u „swoich”, uwierzył chyba we własną nieomylność. Efekt tego jest taki, że na wszelkie zarzuty reaguje irytacją, gniewem i groźbami. Jego wystąpienie o ochronę i, jak to kilkukrotnie na sesji powtórzył, „podjęcie czynności” (cokolwiek to oznacza), może stać się początkiem końca politycznej kariery tego zasłużonego - czy się to komuś podoba, czy nie – samorządowca.

Najprężniej rozwijające się oleśnickie medium utknęło na mieliźnie. Z całym szacunkiem, ale Jan Bronś to nie Richard Nixon, a redaktorowi portalu jeszcze troszeczkę brakuje do Boba Woodwarda. Stałoby się bardzo źle, jeśli do zmiany na burmistrzowym stanowisku doszłoby z powodu „citroengate”. Owszem, sprawa nieładnie wygląda, ale wcale nie wiadomo, jak się skończy. Proszę wybaczyć: przejażdżek syna, nonszalanckiego parkowania czy szczeniackich podchodów z „ukrywaniem” auta nie traktuję poważnie. Jasne, że nie powinno tak być, ale jeśli tylko dlatego miałaby nastąpić jakakolwiek zmiana w ratuszu, to ja się nie zgadzam.

Moim zdaniem burmistrz próby kolejnej reelekcji już nie podejmie. Wydaje mi się, że decyzję podjął już dawno: zmęczenie i zniechęcenie muszą być duże. To widać. Poza tym pieniądze z UE się kończą i trzeba będzie zmierzyć się z budżetami bez dotacji z programów unijnych. Przez trzy lata Bronś może jednak jeszcze zmienić powstałe o nim wyobrażenie, sprowadzające dwadzieścia lat pracy do kombinowania „jak tu załatwić sobie samochód”. Taka ocena po porostu byłaby nieuczciwa. Jeśli zaryzykuje w kolejnych wyborach, będę miał nadzieję, że kontrkandydat poza własnym pomysłem na miasto będzie umiał doprowadzić do otwartej i merytorycznej dyskusji. I że wreszcie będzie wybór.

Zacząłem od wspomnienia porażki w wyborach dlatego, że oznaczała ona zwycięstwo koalicji PS 2002 – PO - SLD. Mam gorzką satysfakcję, że artykułowane przed rokiem obawy realizują się tak szybko, chociaż nikt nie spodziewał się poważnego kryzysu z powodu auta. Następne wybory odbędą się w odległej przyszłości i większość z dzisiejszych rozczarowanych nie będzie już pamiętać o swoich dawnych zarzutach.

A szkoda, bo krótka pamięć to coś, na co każda władza liczy.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Panie Michale,
pana felieton to pierwszy i spokojny głos w tej sprawie, na jaki w internecie natrafiłem. Dziękuję.

Anonimowy pisze...

Potwierdzam słowa przedmówcy. Szkoda, że uczestnikom sporu brakuje pana rozsądku. Z jednej strony buta i arogancja, z drugiej bezczelność i prowokacja. A radni milczą. Nikt z nich nie znajdzie dobrego rozwiązania, sprawa pewno przycichnie i zostanie tylko fetor. A cytat z pana, że oleśnicki establishment nie był zainteresowany wyłonieniem jakiejkolwiek elity będącej w stanie chociażby zmusić władzę do dyskusji, powinni cytować w prawdziwej prasie.
Janusz.

felis pisze...

Myślę, że obecnie "gnuśni radni" są nad wyraz aktywni i obmyślają chytry plan ratowania dobrego imienia Wodza, bo wszystkim zależy, żeby było jak dawniej. Każdy ma w tym jakiś swój interesik, dlatego nikt przez lata nie zadawał kłopotliwych pytań. Po co się narażać? Zapewne myślą również, jak skutecznie ukręcić łeb niewygodnemu medium, bo może ono okazać się hydrą lernejską, która będzie nękała "szacowne gremium" przez kolejne lata kadencji.
Cieszę się, że zabrał Pan głos w dyskusji. Kiedyś podjął się Pan komentowania oleśnickiej rzeczywistości w sposób ze wszech miar interesujący i właściwy. Proszę z tego nie rezygnować. Taki głos rozsądku jest w Oleśnicy potrzebny. A porażkę zawsze można przekuć na sukces.

Anonimowy pisze...

Dobrze mówi ten pan Felis. Niech pan nie rezygnuje panie Michale z zabierania głosu. Władza, jaka by nie była, kiedyś odejdzie. Jak czytam komentarze na mojeoleśnicy lub inne stanowiska to dochodzę do wniosku, że nic się w Oleśnicy nie zmieni, bo jedyną alternatywą jest oszołomstwo. Pan daje nadzieję, że oszołomstwo nie wygra, a do zmiany dojdzie. I to na lepsze.
M.

Anonimowy pisze...

Dzień dobry. Na szczęście demokracja daje nam instrumenty do wprowadzenia zmian. Miłej niedzieli życzę.

Anonimowy pisze...

Nie ma zmartwienia panie Michale wynikiem wyborów. Dutkiewicz nie przyjechał do was tylko do Bronsia i Marszałka. Pierwszy wasz błąd to zbyt krótka lista wyborcza. Drugi, zbyt kolorowa kampania, malowane twarze itp. Trzeci, byliście znani tylko z tej kampanii. Po roku od wyborów też o was nie słychać, Siedlecki tylko sobie bloguje. Musicie wyjść z akcjami stricte politycznymi, budującymi pozytywny wizerunek. No i trzeba wam lidera. Macie go, to wasz były radny, ma duży potencjał polityczny. Zapewne już wie, że musi zmienić swój wizerunek. Trzy lata to dużo czasu, pod warunkiem, że co 2-3 miesiące dajecie temat, o którym mówi cała Oleśnica. Polityka to żmudna praca, pisanie jest tylko uzupełnieniem podejmowanych akcji. Zacznijcie od OIU, będzie to cenne doświadczenie. Pokażcie, że istniejecie. Prawym i lewym sierpowym w establishment. Nie dajcie mu satysfakcji, że wyborami zostaliście zmieceni z powierzchni ziemi.