sobota, 23 października 2010

Frequently Asked Questions Part 1

Ostatnio byłem w tak zwanych rozjazdach, a potem pochłonęła mnie przedwyborcza gorączka. W tym czasie zorganizowaliśmy Komitet Wyborczy Dla Oleśnicy i uzyskaliśmy poparcie kilkukrotnie przewyższające wymagane prawem, aby zarejestrować listę. Wczoraj z rąk przewodniczącego Miejskiej Komisji Wyborczej, pana Duszyńskiego, odebrałem protokoły potwierdzające zarejestrowanie list kandydatów we wszystkich okręgach.

Nieśmiało zadebiutowała też moja strona internetowa, gdzie - jak się okazało - najpopularnieszą odsłoną została zakładka "kontakt". No i zapchało mi skrzynkę, i bardzo dobrze! Otrzymałem wiele naprawdę ważnych i ciekawych wiadomości, sygnałów, postulatów. Wielkie dzięki za zaufanie i pokładaną we mnie nadzieję, której postaram się nie zawieść.

Wśród pytań zdarzają się takie, które wprawiają w zakłopotanie, są też inne - zabawne i czasem również wkurzające. Niektóre się regularnie powtarzają. Na te odpowiem publicznie.

1) Tak, urodziłem się w Oleśnicy. Moja żona także urodziła się w Oleśnicy. Moja córka urodziła się w Oleśnicy. Mój syn też urodził się w Oleśnicy, jeśli to takie ważne, Panie Marku. Przy okazji odpowiadam Zuzie: jak widać jestem żonaty, mam dwójkę dzieci.

2) Ostatnio zaczytuję się w Chwinie, jakkolwiek topornie pod względem językowym to nie brzmi.

3) Znam niestety tylko dwa języki obce, chociaż całkiem nieźle. Wykształcenie - wyższe. Ale, dalibóg, mieliśmy prezydenta bez matury, który nawet po polsku mówił średnio, nie rozumiem więc istoty tych pytań w kontekście ewentualności bycia radnym.

4) Nie, nie szukam pracy w instytucjach samorządowych. Jakakolwiek zależność służbowa wobec organów samorządu przekreśla moim zdaniem niezależność radnego. Pracownik samorządowej spółki (urzędu, szkoły) będący radnym, pod względem służbowym podlega pośrednio czy bezpośrednio burmistrzowi lub staroście. Jako radny - opiniuje pracę burmistrza albo starosty, głosuje nad absolutorium. Nie wierzę, by pozostając w stosunku zależności służbowej wobec "szefa", radny taki realizował mandat całkowicie niezależnie, pozwalał sobie na dyskusję, może nawet zgłosił wobec czegoś sprzeciw. Martwi mnie więc perspektywa Rady Miasta zdominowanej przez ludzi uwikłanych w samorządowe powiązania. Martwi mnie również perspektywa smażenia się w kotle piekielnym, ponieważ - jak widać - okazałem się być człowiekiem małej wiary.

5) Nikt mnie z PO nie wyrzucił. Rozwiązano koło oleśnickie, w którego władzach byłem i miałem 6 miesięcy na przyłączenie się do jakiegokolwiek innego. Celowo tego nie uczyniłem, ze względów, o których w tym blogu już pisałem. Moje członkostwo zatem wygasło i bardzo się z tego cieszę.

6) Nie, doprawdy nie będę kandydował na burmistrza i nie będę czarnym koniem, bo okazałbym się osłem. Stowarzyszenie Dla Oleśnicy powstało, by pracować dla Oleśnicy, a nie promować czyjąkolwiek karierę. Najpierw podziałajmy, zawalczmy o lepsze miasto, być może w przyszłości pomyślimy o stanowiskach - o ile będzie to potrzebne. Chcemy służyć Oleśnicy i jej mieszkańcom, nie potrzebujemy zatem ratuszowego, za przeproszeniem, stolca. To Rada Miasta ma być platformą dyskusji i wyznacznikiem rozwoju, realnym i wymagającym partnerem dla burmistrza, ktokolwiek nim zostanie. Jest to jeden z powodów, dla których kandyduję.

7) Tak, marzę między innymi o muzeum i spójnej strategii promocyjnej marki "Oleśnica". Wiem jak się do tego zabrać. Proszę pozwolić mi jednak nie pisać o tym publicznie. Znam bowiem przykład dwóch kandydatów na burmistrza (z kandydującej czwórki), którzy bardzo sprawnie wykorzystują czyjeś pomysły jako swoje własne. Jeden z nich był niedawno gościem na naszym spotkaniu, nie odezwał się ani słowem, ale pilnie przysłuchiwał dyskusji. Właśnie czytam w "Panoramie" jego program, a w sumie hasła, i zawarte w nich tezy są bardzo, bardzo... hmmm, znajome. Delikatnie mówiąc.

8) No... nie wiem skąd ta ciekawość, ale to w sumie nie tajemnica. Mam 190 cm wzrostu, chociaż komisja wojskowa zmierzyła w klasie maturalnej 189,7 cm. A co?

9) Radni są dla mieszkańców. Pełna zgoda Panie/Pani Ziyo. Ale ich działanie nie może ograniczać się tylko do interpelacji! (najczęściej dość... niepoważnych). Radny musi podjąć działania natychmiast po otrzymaniu zapytania/prośby/informacji, a nie czekać nawet kilka tygodni, by "zadać pytanie" w obecności prasy na sesji.

Na dzisiaj wystarczy, niebawem odpowiem na kolejne pytania. A, jeszcze coś mi się przypomniało, z dzisiaj: nie boję się startować z trzeciego okręgu, z którego startować będą chociażby Panowie Bronś i Piechówka. Nie próbuję zostać radnym, by oprzeć o to karierę zawodową, bo tę realizuję w międzynarodowej korporacji, nawet z powodzeniem. Nie czuję więc jakiegoś szczególnego stresu czy sam nie wiem czego, nie podniecam się wpisami na forach, i będę dalej pisał oleśnickiego bloga - bez względu na wynik wyborów.

Do następnego razu!

piątek, 1 października 2010

Kto się boi „królewskich”?

Był taki czas, gdy jeden wizjoner obiecał zbudować najpotężniejszą drużynę piłkarską świata. Zaufano mu i został prezesem madryckiego Realu. Florentino Perez wydał majątek na największych i najlepszych piłkarzy świata. W jednej drużynie grali Figo, Bekham, Zidane, Raul, Ronaldo i inni, ale wbrew nadziejom zespół ten nie zdominował Ligi Mistrzów na wieki, ba, lokalnej ligi także nie.
Gwiazdorzy nie zawojowali świata, ale przylgnęło do nich miano „galacticos”. Okazało się, że Oleśnica nie gorsza i też ma swoich galaktycznych. Są jednak jakieś 2002 powody by stwierdzić, że pomimo znanych nazwisk, oleśniccy „królewscy”, a raczej „ratuszowi”, trwogi u kibiców nie budzą.

Na wyborczy bój władze 2002 desygnują samych siebie oraz – w pewnej części – swoich… podwładnych. Listy poukładano tak sprytnie, jak taktykę Realu na mecze z Barceloną: aby uniknąć hamletyzowania niektórych kandydatów w przypadku sukcesu przy urnie - czy wybrać mandat, czy pracę – podwładnych starosty delegowano do Rady Miasta, a podlegających burmistrzowi – do Rady Powiatu. W ten sposób pani naczelnik Wydziału Oświaty Starostwa ma szansę na regularne wizyty w ratuszu, a panie dyrektorki gimnazjum i podstawówki – w ramach rewanżu co miesiąc mogą się meldować w starostwie. I wszystko dobrze, bo zapewne szefowie miasta i powiatu ze sobą nie współpracują, słabo się znają i generalnie są względem siebie niezależni. Tylko maluczcy duchem dopuszczają myśl, że ktoś mógłby wywierać na niezależnych radnych presję. Żeby głosowali tak jak ów ktoś sobie życzy, bo jak nie, to… To warto tu wspomnieć, że galaktyczny Real zgarniał parę razy tęgie baty od Barcelony i taktyka nijak nie sprawdziła się przy urnie, tfu! na boisku, chciałem napisać.

Treningi to ważna rzecz. Wiedzą to włodarze 2002, pewno dlatego proponują oleśniczanom zaciąg w postaci chyba połowy wuefistów i trenerów w tym mieście. Zapewne nauczyciele (nie tylko kulturoznawcy fizyczni) nie są podlegli wobec swoich dyrektorów, którzy nie są podlegli wobec burmistrza (podstawówki i gimnazja) i starosty (szkoły ponadgimnazjalne). Zapewne.

„Królewscy” u siebie grają w gustownych, białych kostiumach. Nasi „galacticos” także zwracają uwagę na prezencję i wychodząc z założenia, że „za mundurem…”- wiadomo co - oferują kibicom, przepraszam, wyborcom, wykwintne umundurowanie harcersko-strażackie.

Każda drużyna czerpie też doświadczenie od starszych graczy. W oleśnickim teamie jest podobnie: czterdziestoparoletnich młokosów wspierają ich starsi koledzy, którzy mają za sobą już kilka ładnych sezonów, znaczy się kadencji, a jeżeli ostatnio pauzowali, to wyłącznie przez bycie brutalnie sfaulowanym przy ostatnich wyborach. Yyy, przepraszam, w ostatnim meczu, oczywiście.

I tak dalej.

Co z tego wynika? Ano chyba to, że znowu pójdę pod prąd. U wielu lista kandydatów 2002 wzbudziła trwogę, podziw i zazdrość. Słyszałem opinię, że władze stowarzyszenia pokazują właśnie kto tu rządzi i kto rządził będzie, a reszta może grzecznie poczekać na propozycję współpracy w zamian za podnoszenie ręki w odpowiednim momencie. Że to demonstracja siły.
Otóż nie.
Nie ma chyba samorządowej instytucji, powiatowej czy miejskiej, która nie miałaby reprezentacji wśród kandydatów. Zakres szukania potencjalnych radnych pokazuje moim zdaniem realną obawę o wynik wyborów. Kolejne wybory były dla 2002 rozczarowujące, z kadencji na kadencję ilość mandatów się zmniejszała i szefostwo stowarzyszenia ma prawo sądzić, że o ile burmistrz ma szansę na reelekcję, to jego ugrupowanie już niekoniecznie. Pozycja starosty jest słaba, a zamieszanie z procesem b. wójta – kompromitujące. W tym świetle pospolite ruszenie 2002 to oznaka jego słabości.

Żeby nie było wątpliwości – nie piszę o poszczególnych kandydatach. Część z nich znam osobiście i darzę dużym szacunkiem. Mam jednak uzasadnione obawy, że Rada Miasta oparta na kandydatach z listy 2002 nie wybije się na niezależność, na forsowanie własnego zdania, na aktywność wykraczającą poza salę obrad. Lękam się, że radni nie zdobędą się na krytykę (jeśli będzie potrzebna), że nie będą szukać lepszych rozwiązań niż te, które zaproponuje burmistrz. Że będą im w głowach siedzieć myśli o służbowych i zawodowych powiązaniach z ratuszem i starostwem.

Przy takiej Radzie, Oleśnica osiądzie na mieliźnie na kolejne cztery lata.
Uwikłanym w towarzysko-służbowe relacje kandydatom bliżej bowiem do Galacticos Radzymin z ligi powiatowej Wołomina, niż do Realu Madryt.
Oleśniczanie to wiedzą, dlatego nie ma powodów, by wpadać w panikę na dźwięk liczby "2002". Wystarczy zaufać ludziom wolnym od związków z istytucjami samorządowymi i nie szukającym w nich pracy.