czwartek, 3 czerwca 2010

Z ziemi włoskiej do Polski

Po kilkutygodniowych peregrynacjach służbowo-prywatnych udało mi się w końcu zacumować w macierzystym porcie przy Łużyckiej. W tym czasie znowu wybuchł wulkan, a rzeki wystąpiły z koryt. Paskudna góra uziemiła mnie w Monachium, przez co wizytę w amsterdamskim Rijksmuseum i Rembrandthuis musiałem przełożyć na później i skrócony pobyt w stolicy Niderlandów ograniczył się wyłącznie do spraw służbowych. Na szczęście w Italii byłem na czas, wyłącznie prywatnie, i całkiem niechcący uczestniczyłem w północnowłoskiej fecie po sukcesie Interu w Lidze Mistrzów.


Trafiłem tam do miasteczka Finale Emilia. Leży ono z dala od głównych szlaków turystycznych, nie sąsiaduje ani z górami, ani z morzem, nie ma w nim fascynujących pozostałości Imperium Cezarów, nie ma także żadnej Ważnej Fabryki. Razem z Modeną, Bolonią i Ferrarą tworzy równinny nibyprostokąt w górnej części włoskiego buta, lekko po lewej stronie. Z tego czworokąta Finale jest najmniejsze, nie liczy nawet 16 tysięcy mieszkańców.

Większość ludności pracuje w stolicy regionu, Bolonii. W Finale Emilia mają domy, szkoły, supermarkety, kawiarenki, szpital i kilka kościołów. Mają też zamek. Analogia z Oleśnicą jest oczywista.
Do czasu.

Historia Finale liczy ponad tysiąc lat, nie to jednak różni oba miasta najbardziej. Finale Emilia, miasto nawet nie powiatowe, nie będące w centrum ruchu turystycznego i mające ponad połowę mniej mieszkańców niż Oleśnica, oferuje swoim obywatelom i przypadkowym - jak ja - turystom dwa muzea oraz teatr.

Nie zdążyłem odwiedzić teatru, wiem jednak, że jest to teatr z prawdziwego zdarzenia, z aktorami-amatorami i aktorami-profesjonalistami na gościnnych występach, mający swój repertuar i wystawiające tak sztuki klasyczne jak i spektakle prezentowane przez uczniów czy emerytów. To teatr, a nie wielofunkcyjna sala, w której dzisiaj wyświetlimy film, jutro urządzimy wystawę kółka łowieckiego, a pojutrze przedszkolaki wezmą udział w turnieju tańca dla krasnali. Ale dobrze, że mamy chociaż salę, teatr w Oleśnicy to jednak ryzykowna koncepcja.

Muzea, powtórzę, są tam dwa. W jednym mieści się sekcja regionalna, niestety - było zamknięte z powodu remontu. Drugie i główne zajmuje część - z czymś mi się to kojarzy - zamku. Zamku wielkiego, średniowiecznego, który obecnie również jest w remoncie i jego ciekawą bryłę ciasno otula kolczuga rusztowań:



Muzeum jednak działa i jest czynne w soboty - do południa i po południu oraz w niedziele - do południa. Wstęp jest bezpłatny, ale przemili emeryci, którzy społecznie doglądają zbiorów i służą jako przewodnicy, wręczają wykwintne, drukowane na kredowym papierze bilety:




Jak widać bilet może być interesującą pamiątką z wizyty nie tylko w muzeum, ale i w miasteczku. Po lewej stronie, na pomarańczowym pasku, wyraźnie widać napis "Gmina Finale Emilia" oraz dane teleadresowe. Główna informacja z biletu jest wyraźna: "Muzeum miejskie". Czyli można zadbać o własną promocję również na biletach.

Ekspozycja jest przemyślana i różnorodna, interdyscyplinarna. Są modele Ziemi z zarania dziejów (pangea) oraz poszczególnych etapów kształtowania się dzisiejszego świata. Są skamieliny dinozaurów (modele) i ich zębów tudzież roślin. Przechodząc przez poszczególne sale zwiedzający "mija" kolejne zlodowacenia. Są modele szkieletów ludzi pierwotnych.

W dziale starożytności, poza bronią i innymi znaleziskami, stworzono grobowiec z epoki rzymskiej.

Zgromadzono mnóstwo eksponatów geologicznych, jakość minerałów nie jest związana wyłącznie z tymi ziemiami, zbiory mają pokazać uczniom wygląd ametystów, agatów, skał wulkanicznych i nawet diamentów. To ciekawsze niż przeglądanie książek czy internetu.

Oczywiście dużą część stanowią zbiory archeologiczne, wydobyte w Finale Emilia i okolicach. Jednak poza antropologią, geografią i geologią czy - co oczywiste - historią, uczeń może zobaczyć okazy pochodzące z Afryki czy antypodów. Okazy mniej więcej takie:




Muszę przyznać, że surowe, ceglane mury tworzą ciekawy anturaż do celów wystawienniczych. Kilka zdjęć z poszczególnych sal:






Oraz kilka ujęć z zewnątrz, od strony jeszcze wolnej od rusztowań:







W czasie tamtejszych Dni Oleśnicy, czyli Finalestense, miasto zapełnia się ludźmi w strojach ze średniowiecza, a centrum imprezy jest właśnie zamek. Dla zainteresowanych podaję źródło:

http://www.comunefinale.net/Cultura/Finalestense/2010/index.php

Zamek wymagał remontu i gmina zadbała o finansowanie tej inwestycji. Oto struktura budżetu:




Mamy w Pieśni Narodowej sformułowanie "Z ziemi włoskiej do Polski". Korzystajmy więc i w tym przypadku z lepszych wzorów, skoro sami nie umiemy stworzyć własnych. Przykład Finale Emilia pokazuje, że muzeum miejskie nie musi się ograniczać do zbiorów historycznych. Mamy wiele szkół. Należy zorganizować dla uczniów ekspozycję holistyczną, jak w Finale - interdyscyplinarną. Pokazujmy maluchom jak wygląda świat, zaszczepmy ciekawość odkrywania nieznanego.

Bezpłatne muzeum w wyremontowanym zamku to dzisiaj urojenia kogoś fruwającego w obłokach. Zamek zamkiem, jego sytuacja jest bardziej złożona niż tego, który odwiedziłem. Ale muzeum? W tym przypadku nie trzeba polityki, tylko dobrej woli i zaszczepienia w ludziach potrzeby posiadania takiego miejsca. Zainspirowania ich do pracy i - czemu nie - ofiarności. Choćby takiej, jaką zaprezentował jeden z kibiców Interu. W poniedziałek, dwa dni po Wielkim Finale, gdzie Wielki Murinho poprowadził swoje hufce do zwycięstwa nad Wielkim Bayernem, oberwany jegomość utknął oparty o flagę klubu na środku skrzyżowania w Finale Emilia i kiwając się na boki "kierował ruchem".

Podobnego oddania wobec Oleśnicy życzę obecnym i przyszłym jej władzom. Może nie gibania się na fladze, ale pewnego uporu i fantazji można interowemu obdartusowi pozazdrościć.

Ciao!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo dobre! Oby ktoś z ratusza poczytał. To wstyd, ze nie mamy muzeum. Wstyd!

Anonimowy pisze...

Fajne zdjęcia które uzupełniają tekst a raczej odwrotnie, przyjemnie ogląda się fotki i czyta stosowny komentarz który uzupełnia to co widzimy :)
Zdjęcia rodzinne z pikniku w przedszkolu - oby takich spotkań rozwijających dziecięcą wyobraźnię było jak najwięcej. Te z muzeum - problem znany, przykładów godnych do naśladowania jest mnóstwo nawet w naszym regionie. Dobre jest zdjęcie "Bajkobus" taki Ferdek w Dzień Wolności, wolny i niepokojony nawet w rynku :)
W tym temacie zostało napisane:
"Wstęp jest bezpłatny, ale przemili emeryci, którzy społecznie doglądają zbiorów i służą jako przewodnicy, wręczają wykwintne, drukowane na kredowym papierze bilety"

Odpowiem moim starym zdjęciem biletu z Centrum Spotkań Trzech Narodów Brama Wrocławska które kiedyś komentowałem

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/9a6ea6b684e75d48.html

Obecnie naprawdę bardzo łatwo można zaprojektować i wydrukować takie bileciki. Trudniej w Bramie Wrocławskiej odszukać rząd i miejsce wskazane na obecnie obowiązującym tam bilecie.

Życzę miłego pstrykania na imprezie. Pozdrawiam ruzam.

Michał Skrzypek pisze...

Witam serdecznie i dziękuję za komentarze! Co do Muzeum - to faktycznie temat aktualny od lat. O Finale Emilia napisałem celowo, żeby pokazać pewne różnice w postrzeganiu kultury i dziedzictwa. Najwyraźniej Włosi mają inny, w którym nie ma znaczenia wiek miasteczka czy jego atrakcyjność turystyczna: muzeum ma być i jest, i jego oferta skierowana jest głównie do lokalnych zwiedzających, a w szczególności do uczniów - stąd ekspozycje ogólnonaukowe. Niestety nie mogę otworzyć linku prowadzącego do fotografii biletu, dostaje informację, że obrazek nie istnieje :(
Piknik przedszkolny - obecność rycerza to miłe zaskoczenie. Wybieramy się oczywiście, mam nadzieję, że pogoda nie popsuje imprezy. I warto to kontynuować, co roku wysyłać chorągiew na wojnę, urządzać przy okazji historyczne konkursy.
A ławeczkowy "Ferdek" w Dniu Wolności? Są jednak rzeczy immanentne ;-)